Translate

niedziela, 6 lipca 2014

ROZDZIAŁ 15

Po dwóch dniach nadal nie mogę uwierzyć w to co mi się przytrafiło. Zaręczyny z Robertem Lewandowskim, to chyba największe marzenie każdej dziewczyny. Ale te dwa dni minęły tak szybko.... Walizki już spakowane. Czekamy na lot, który mamy zaplanowany za dwie godziny do Polski, do Warszawy. Nienawidzę pożegnań i to będzie najtrudniejsze. Jednak te dwa ostatnie dni zapadną mi w pamięć. Co prawda Robert z Marco pokłócił się i to ostro przy nas wszystkich, ale wszystko sobie wybaczyliśmy. Nie wiem jak biedna Kat sobie z tym wszystkim radzi. Uśmiecha się, ale jednak wie kogo tak na prawdę wybrał... A mi jest ciężko. Jakby nie patrzeć jest moją najbliższą przyjaciółką, dla której zrobiłabym wszystko. Jednak odsunę już tą myśl od siebie. Nie można wiecznie żyć jednym. Jak już wspomniałam ostatnie dwa dni spędziliśmy wspólnie. Całą gromadką. Wszystko uwieczniliśmy na swoich telefonach, założę się, że potem wszystko wyląduje na portalach społecznościowych, haha. Niedługo wybieramy się na wspólny wypad po Dortmundzie, a potem na to nieszczęsne lotnisko. Rodzicce nie zgodzili się na mój dłuższy pobyt, wkurzyli się na mnie z tego powodu, że w przeciągu miesiąca zdarzyłam znaleźć chłopaka i się zaręczyć. Taty nie obchodzi przyszły teść, ani to, że Robert obiecał zapłacić za mój przedłużony pobyt. Niedługo czeka go konferencja związana z tym, iż został twarzą marki Adidas, a dokładnie 4 lipca. Lecz co ja mogę... Mario Götze był tak wspaniały i tak bardzo martwił się o biedną Emilię, że prześcigał się nadal z Moritzem o najlepszy prezent dla swojej wybranej na pożegnanie z Dortmundem. Tak, tak. Pakują walizki z nami i wyjeżdżają. A na treningi będą latać co jakiś czas. Mario załatwił dla Emilki wakacje na Karaibach i samochód marki Mercedes. Jednak nie pomyślał o najważniejszym.... Emilka nie ma prawa jazdy. Co Moritz wykombinował? Pichcił dla niej, jakieś znakomite dania na podróż w samolocie, bo stwierdził, że to nie jest jedzenie dla niej. Mimo tego, że Kat nie jest oficjalnie z Marco to przygotował dla niej romantyczną kolację wczoraj. Kevin zafundował Klarze porcję śmiechu na całe życie. Zapisał jej notes jego żartami i cytatami. Dostała też album z ich wspólnymi zdjęciami. Ja dostałam najlepszy prezent kilka dni temu i nie chcę już niczego innego. Jednak chłopacy wygadali mi, że Robert coś planował po cichu i... 
-Puk, puk, drogie panie!! Pora na ostatni spacer w naszym towarzystwie po malowniczym i zaczarowanym Dortmundzie. Klaro? 
-Już idę Kevin, tylko zrobię ostatnie poprawki fryzury -zawołała z łazienki.
Rozejrzełam się smętnie po pokoju. Nigdzie go nie widziałam.
-Nie wiecie gdzie jest Robert?
-Cały czas siedzi przed komputerem. Od wczorajszego wieczoru do teraz nie mieliśmy dostępu do laptopa. Wiecznie zajęty, kogoś obdzwania, wystukuje w tą klawiaturę, aż szału można dostać - skrzywił się Sahin. - Nie zmienia to faktu, że i tak z nami pójdziesz. 
-Jasne. Nie mogłabym wam odmówić, taka okazja często się nie zdarza.
Ruszyliśmy wszyscy uśmiechnięci w stronę drzwi. Skierowaliśmy się w stronę parku, w którym wszystko było takie piękne. Masa ławek do siedzenia, zielone drzewa, śpiewające ptaszki i biegnący Robert w oddali... Pomachałam do niegom aby pokazać gdzie się znajdujemy.
-Przepraszam, że tak długo to trwało, ale ta sprawa była na prawdę ważna i nie mogłem jej przełożyć na inny termin. Witaj, kochanie - pocałował mnie w policzek i objął ramieniem. 
-Cieszę się, że wyszłeś z tej jamy, bo jeszcze dłuższa chwila, a byśmy wzywali psychiatrę. Po waszym święcie pierwsze co zrobiłeś to usiadłeś przed laptopem. Musiałem dowiedzieć się od Klary - powiedział Kevin.
-Mówiłem, że to było tak ważne, że nie miałem czasu na nic. Gdybyś pomyślał choć przez chwilę wpadłbyś na taki genialny pomysł jak ja.
-Chłopaki przestańcie -zarządałam. -Lepiej ruszajmy w spokoju w drogę, zostało nam trochę więcej niż pół godziny.
W ciągu wolnego czasu zwiedziliśmy jeszcze raz to o czym marzyłyśmy od dawna. Westfalenstadion, muzeum BVB, kościół św. Jana i inne budowle godne uwagi. Przechadzaliśmy się po pasach zieleni, uśmiechnięci, napawając się słońcem, które nieubłagalnie świeciło. Czas mijał bardzo szybko, a my mieliśmy coraz mniej czasu. Po mile spędzonych chwilach we wspólnym towarzystwie, czas było ruszać na lotnisko. Już zaczęłam tęsknić i łzy napływały mi do oczu. Robert mocno mnie do siebie przytulił. Widziałam coś dziwnego w jego twarzy. Niby się smucił, ale ciągle był uśmiechnięty i nie mówił już tyle o naszym rozstaniu jak kilka dni wcześniej. Może już przestał tęsknić, zdał sobie sprawę, że to nie ma sensu. Nadszedł czas na przyjazd do hotelu po bagaże. Oczywiście zawieźlu nas na miejsce. Gdy wzięliśmy wszystkie bagaże, rozejrzałam się ostatni raz po pokoju hotelowym i zamknęłam za sobą drzwi. Oddałam kluczyk dla recepcjonistki i pospieszyłam ku samochodom. Chłopacy spakowali nasze bagaże do trzech samochodów. Ruszyliśmy w drogę. Co chwila obracałam się do mijanych krajobrazów i wspominałam mile spędzone chwile. To rozstanie można porównać do zakończenia związku. Tu wszystko się zaczęło i tu wszystko się kończy.... Po dwudziestu minutach byliśmy już na lotnisku. Zostały nam ostatnie chwile na przejrzenie nas i naszych bagaży. Ustaliśmy w kolejce i czekaliśmy na prześwietlenia. Po dłuższym czasie mogliśmy się zbierać do samolotu. Ustaliśmy wspólnie przy wejściu i spędzaliśmy ostatnie chwile razem. Nie mogłam się powstrzymać i się rozkleiłam. Widziałam, że dziewczyny też nie kryły swoich emocji. 
-Przepraszam Cię Nina, ale muszę lecieć, ponieważ w ostatniej chwili wypadła i bardzo ważna sprawa i zapomniałem ci tego przekazać przez to zamieszenie -przytulił mnie do siebie i pocałował na pożegnanie.
-A właśnie! -odezwał się Großkreutz- Klopp w ostatniech chwili zarządził jakieś spotkanie, to jest bardzo pilne i mają być wszyscy, bez wyjątku.
-Brzmiał bardzo poważnie -ciągnął Marco.
Spojrzałyśmy się na nich z podejrzeniem i zawiedzieniem. Posłali nam uśmiechy pełne bólu.
-Dobrze, że chociaż Moritz z Mario zostaną i pomogą nam -zagadnęła Emilia, niezbyt ucieszona naszym nieszczęściem.
-Ale my też musimy iść, no nie Moritz? -powiedział Mario.
-Ale po co?? Przecież to są trzy inne kluby, o co chodzi? Jak tak bardzo nie chcecie się z nami żegnać i pomóc nam w zapakowanuu bagaży, to czas najwyższy to otwarcie powiedzieć- wkurzyła się Emilia,
-To nie tak, ale nasi trenerzy też coś mają do powiedzenia i jak widzisz musimy jechać do swoich klubów. Nie wiem, może trenerzy mają jakiś czas na przemyślenia spraw i chcą je podzielić z nami? -zapytał Robert.
-Wszyscy razem. Akurat w ten dzień. Strasznie śmierdzi mi tu kłamstwem, więc oszczędzcie sobie wszystkiego i jedzcie -odpowiedziałam im bardzo nieprzyjemnie.
-Nina, nie o to chodzi. Na prawdę czas goni, a my nie może... Tak, trenerze? -odwrócił się do nas plecami, aby porozmawiać na spokojnie. Jednak ja nadal mu się przyglądałam niezadowolona z jego zachowania.
-Ok, to pa wszystkim. Nie mamy pojęcia, kiedy wrócimy. A Mario z Moritzem.... Byście się wstydzili, bo obiecaliście chyba coś komuś? Ale co tam... To tylko biedne dziewczyny, które zabłane trafiły do Dortmundu i w dniu wyjazdy trener wszystkich zarządał o tej samej porze spotkania, a wywolicie iść na gadaninę niż.... A dobra -nie patrząc już w ich stronę, wchodziłam po schodach na pokład samolotu przy pomocy pewnego pana, który pomagał przy ciężkich walizkach..
Wszystkie po kilkunastu minutach spokojnie usadowiłyśmy się na miejscach i czekałyśmy na odlot, który miał być za dwie minuty. Żadna z nas nie miała zamiaru spojrzeć w stronę chłopaków. Nagle odezwał się głos Stewardessy.
-Proszę wszystkich o zajęcie miejsc. Mam nadzieję, że każdy z Was wygodnie się rozsiadł i ma przy sobie tylko podręczne bagaże, przydatne w podróży. Bardzo proszę o powstrzymywanie się od palenia i picia alkoholu. Zapiąć pasy bezpieczeństwa. Życzę dla państwa miłego lotu. Przepisy zachowania w samolocie widnieją na ścianie. Miłego lotu!
Za kilka chwil wystartowaliśmy. Tak się złożyło, że usiadłyśmy w odzielnych miejscach, aby podczas lotu mieć wygodę. Samolot nie był pełny, bynajmniej tył. 
-Witam, witam. Czy życzą sobie panie napoju lub przekąsek? -zapytała serdecznie stewardessa.
-Nie, dziękujęmy. Na razie mamy swoje jedzenie -odpowiedziała jej równie przyjemnie Klara.
Stewardessa przeniosła się na przód, do innych ludzi i zachęcała ich do wzięcia przekąsek u napoi. 
-Emilia, wyciągaj swoje jedzenie, bo jestem głodna -zawołała Klara.
-Czekaj, chwilka... -zaczęła szperać u siebie w plecaku i zastygła w bezruchu.
-Coś się stało? -zapytałam.
- Nie mam pojęcia, co się stało z moim jedzeniem, znikło.
Pokazała nam pustą przegródkę w plecaku przeznaczoną na spożywcze rzeczy. Ku moim oczom pojawił się zza fotela Moritz. Chciałam krzyknąć, ale podłapał mój wzrok i nakazł mu siedzieć cicho, a więc tak zrobiłam. Zaczął wymachiwać Emilii jedzeniem przed oczami i zapytał ciepło :
-Czy księżniczka tego szuka? 
Emilia otworzyła oczy i nie mogła uwierzyć. Po kilku chwilach raptownie odwróciła się jego stronę i widziałam, że nie mogła powstrzymać zachwytu.
-Moritz!!!
-A o Mario to się jak zwykle zapomina? -wyłoniła się  znajoma twarz. 
-Mario!!! 
Wyciągnęła ręcę ku nim i już nie słuchałam jak dalej mówili, jednak usłyszałam za sobą znajomy wisk. To była Klara, a przy niej w samej osobie... Kevin. Te to miały straszne szczęście. Cieszyłam się w duchu razem z nimi. Spojrzałam się do tyłu na zasłonę, a z niej wyszedł Marco i w szybkim temoie zasłonił oczy Kat. Najpierw zaczęła krzyczeć żeby jakiś facet nie robił sobie z niej żartów, ale gdy zaczął się śmiać od razu go poznała i we dwóch wpadli sobie w ramiona. A ja jak zwykle.. Zastanawiałam się czy będę miała do czego wracać, gdy zjawię  się niespodziewanie w Dortmundzie. To znaczy po wakacjach już Monachium. Nowe miasto, nowa kultura, nowe znajomości. Może będzie ciekawe, jeśli....
-Przepraszam, czy mogę się dosiąść? -zapytał mnie przyjemny męski głos.
Mężczyzna ubrany był elegancko w garnitur. Miał na sobie okulary przeciwsłoneczne i bujną fryzurę w kolorze czarnym. Pokiwałam głową, nie będę przecież chamska. Po jakimś czasie towarzysz zaczął ze mną normalnie rozmawiać. Okazało się, że mamy podobne poglądy i zainteresowania, a więc czas leciał szybko i przyjemnie. Dotyk jęgo ręki przy powitaniu przyprawił mnie o dreszcze, ponieważ przypomniał mi strasznie dotyk dłoni Roberta, gdy się z nim witałam na początku naszej znajomości.Ogólnie poznany mężczyzna, o imieniu Peter bardzo przypominał mi go. Pewnie dlatego, że już zaczęłam strasznie tęsknić i ciężko było mi na sercu z tą kłótnią. Wiele razy podczas podróży chciałam do niego zadzwonić, ale zawsze się wycofywałam. Zachciało mi się spać, wszystko mnie nużyło, więc przeprosiłam go i zamknęłam oczy. We śnie słyszałam znajome głosy- oczywiście jeden z nich należał do niego. Otwierałam coraz senne oko, ale otaczały mnie te same osoby. Zasnęłam na dobre.....

**************
-Nina, Nina! Czas wstawać! Polska, Warszawa!
-Warszawa? Tak szybko? -zapytałam sennie.
Otworzyłam zamglone oczy i nie wierzyłam, że jestem na miejscu. Cieszyłam się, że odwiedzę swoją rodzinę, mimo wszystkiego. Ruszyłam pewnym krokiem do domu, a mój towarzysz w samolocie towarzył mi podczas podróży, bo okazało się, że mieszkamy niedaleko. Jednak strasznie mało mogłam od niego wyciągnąć na temat Warszawy i jego zamieszkania. Mieszał się we własnych słowach i to było śmieszne. Dom, tuż, tuż. Dwie i pół godziny drogi w milczeniu z Peterem. Podszedł ze mną, aż po sam dom. Położył bagaże przed bramką od mego podwórka zdjął przebranie  i zaczał się śmiać swoim uroczym śmiechem, który rozpoznałabym na kilometr, a ja nie wierząc w szczęście rzuciłam mu się na szyję.

--------------------------------------
Przepraszam, że co nieliczne osoby musiały czekać na następny rozdział kilka miesięcy, ale szkoła i brak weny robią swoje :) Już jest, mam nadzieję, że się podoba! Można dodawać komentarze anonimowo, jednak służą dla osób, które nie mają tu konta, a chciałyby skomentować, a nie do hejtowania, jednak nie zabraniam umieszczania komentarzy z uwagami i krytyką. W jakimś stopniu to też motywuje i daje do zastanowienia się. Bardzo proszę każdą osobę, w ramach możliwości o komentarz, plisss! :)) Życzę udanych wakacji :* Następny rozdział do 15 komentarzy, haha xd Odwiedzam blogi i komentuje je, jeśli ktoś skomentował mój, albo jeśli się podoba, jednak nie znaczy to, że możecie spamić ;) Pozdrawiam, Edyta.