-Przyrzekam,że to był on -powiedziałam zapłakana.
-Kiedy ostatni raz go widziałaś? -zapytała z troską Klara.
-No, jeszcze jak byłyśmy w Polsce na imprezie z okazji twoich 18-stych urodzin.
-Musisz to zgłosić na policję.Nie ma innego wyjścia.
-Nie,nie chcę nikogo narażać.Najlepiej będzie jak..
W drzwiach ukazała się Sila z Ilkayem.
-Jak wrócisz do Warszawy? -zapytał z pogardą.-Nie ma takiej opcji! Ja cię potrzebuję,dla Sily jesteś jak siostra,obiecałaś coś dla Nuriego ,nie niszcz wakacji dla przyjaciół w takim magicznym miejscu.A co najważniejsze, co z nim?
-Może masz rację...Wczoraj byłam u niego w szpitalu po tym wypadku.Nic się nie stało,a zatrzymali go o jeden dzień dłużej na obserwacje -powiedziałam ze spokojem ale mimo tego moje serce biło jak szalone ze strachu.
Bałam się o siebie,a w szczególności o innych,Roberta...A co się stanie jeśli..? Muszę coś z tym zrobić ale nie wiem co.Zapowiadało się tak pięknie.Całą noc nie spałam,bo myślałam o tym jak mnie znalazł.Przecież dzieliły nas tysiące kilometrów.Po tym co się stało na urodzinach,straciłam jakie kolwiek szanse na uwolnienie się od krwawych wspomnień.Klara wpadła w depresję.Z trudem ją z tego wyciągnęłyśmy. Na osiemnastych urodzinach ,gdy wszyscy się świetnie bawili przyszedł on i zaczęło się najgorsze.Wyciągnął..
-Nina,telefon!!! Kontaktujesz w ogóle?
-Przepraszam,myślałam o pewnym zdarzeniu - otrząsnęłam się z wspomnień.Odrzuciłam połączenie,nic ważnego.
-Przepraszam,że zostawiam was w takim momencie ale od tygodnia byłam umówiona z Kevinem i nie mogę tego przełożyć -przytuliła mnie i
popędziła do drzwi.
-Szczęśliwej randki Klara! -krzyknęłam za nią.
-To nie randka! -krzyknęła zadowolona.
-Przyszliśmy zobaczyć jak się czujesz ale chyba jesteś strasznie senna.Połóż się i wyłącz na chwilę emocje.Dobranoc -powiedziała opiekuńczym głosem Sila.
Na znak wdzięczności uśmiechnęłam się tylko i odmachałam im na pożegnanie.Byłam im wdzięczna za troskę i za to,że są przy mnie.Bałam się,że znajdzie mnie w tym pokoju.Mimo strachu musiałam żyć normalnie i czekać na rozstrzygnięcie sytuacji.Miałam dużo planów na dzisiejszy dzień ale nic nie mogłam zrobić.Czułam się bezradna.Piękne wakacje zamieniły się w koszmar.Przypomniało mi to scenę z jakiegoś horroru.Wyłączyłam myśli i emocje.Zasnęłam.
30 minut później
Budząc się słyszałam jakieś szmery i kroki dochodzące z pokoju Kat.Czułam,że ktoś zaczął buszować przy naszej kuchence.Tego było za wiele.Przecież to mógł być złodziej.Wstałam po cichu i wzięłam kryształowy wazon z półki.Na palcach skradałam się do kuchni.Byłam zaspana.Widziałam jedynie mężczyznę.Umięśnionego.To na pewno złodziej albo i on.Ręcę zaczęły mi się nieubłaganie trząść ze strachu.
-Już nigdy więcej nie okradniesz mnie i nie znajdziesz!!-krzyknęłam i zamachnęłam się do ciosu.Odparł mój atak.
Ustanął do mnie twarzą.Nie wierzyłam własnym oczom.
-Mario?? A co ty tu?-wyjąkałam głupie zdania.
-No jak widzisz zajmuję się tobą z prośby Emilki,a ty tak mi się odpłacasz? No ładnie -pokręcił palcem przy czym się zaśmiał.
-Przepraszam.Myślałam,że znowu to jakiś facet chce zaatakować mnie albo bliskie osoby.Jestem bezradna -położyłam głowę na stół i westchnęłam.
-Spokojnie,wszystko będzie dobrze.To tylko stan przejściowy.Nie zamartwiaj się,bo to nic nie da.Co powiesz na małe co nieco?
Popatrzyłam przez palce na przygotowane przez niego danie.Pokręciłam głową i wydukałam ledwo dosłyszalnie "Może za godzinkę".Wstał raptownie z krzesła i zaświecił nowym pomysłem na poprawę mego nastroju.
-Potrenujemy! -puścił oczko.
-Yyy? Czy ty myślisz,że ja na prawdę mam ochotę na jakieś głupoty?
-Głupoty?? No paniusiu,ty chyba nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy,co sport może zdziałać.
-Oświeć mnie,bo jakoś nie wiem -powiedziałam znudzona i z przekąsem.
-Otóż tak.Uprawiając sport wydzielają się endorfiny czyli hormony szczęścia,dzięki którym jesteśmy szczęśliwi.Gdy jesteśmy znudzeni, sport pobudza nasze myślenie,zdolność do wykonywania wielu czynności i sprawia ,że jesteśmy jak nowo narodzeni.Możemy zrobić ćwiczenia pilates,burpees,raczki,brzuszki,ósemki..
-Skończ już z tym ok? Żebyś tak nie ględził zgodzę się.Ale jeżeli sport nie wydzieli hormonów szczęścia u mnie, to gorzko tego pożałujesz!Idę się przebrać.
-Tak!! -uśmiechnął się.
Może i ma rację,tylko ja robię z siebie takiego kozła ofiarnego i nie próbuję nic zrobić co poprawiłoby mi nastrój.Raz kozie śmierć.Zgodzę się.Po 15 minutach byłam gotowa.Dałam mu znak ,że możemy wychodzić.Dziecko szczęścia.
Popoatrzyłam na niego i sama się uśmiechnęłam.
-Najpierw wykonamy biegi ,czyli 45 minutowe cardio , rozciągnięcia, brzuszki, pilates, burpees,ósemki...
-A jak się nazywają zawody kto szybciej się uciszy? -uśmiechnęłam się krzywo.
-Ok,ale rób to co ja.
-Hej,ja nie jestem sportowcem,a znając życie to...
-Nie obijaj się tylko ruchy,ruchy!
Minęły chyba dwie godziny,a ja byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.Wcale nie żałowałam.
-Mario,mógłbyś mnie zawieźć do Roberta? Ma dzisiaj wyjść ze szpitala.
-Wsiadaj!
Weszłam do sali,w której znajdował się Robert.
-Hej kochanie ,jak się czujesz?
-O to samo mogłabym zapytać ciebie -przywitałam się z nim.
-Jest ok.Wypisują mnie zaraz.
-Super! W takim razie Mario może nas podwieźć.
Pokiwał głową.W końcu go wypisują i nie zostanę sama,będę czuć się bezpieczna.Z nim jest wszystko inaczej,ale mam na sumieniu Ankę.W końcu to przeze mnie ich związek runął.Wszystko moja wina.Coś jest ze mną nie tak?
-Wypis dla pana,panie Robercie.
-Dziękuję.
-Spakowany? -zapytałam.
-Nic takiego nie miałem oprócz twojego zdrowego żarcia -zaśmiał się.
-Widzę,że humorek dopisuje.Chorym trzeba się opiekować.
-A wiadomo już..
-Robert,proszę.Na razie skończmy ten temat.
Podniósł ręce w geście poddania i o nic więcej nie zapytał ,aż do przyjechania do hotelu.Odebrałam kluczyki i zaprosiłam panów do środka.Gdy poszłam się umyć słyszałam śmiechy.Domyślam się z czego.
-Nina,na prawdę chciałaś mu rozwalić łeb? -pytał ze śmiechem Robert.
-Haha,nie zaduś się ze śmiechu-wywaliłam język na wierzch.
Zaparzyłam im herbatę,a sobie zrobiłam kawę Cappuccino.
-Witamy wszystkich,a szczególnie ciebie Robercie!
-Jej,cześć wszystkim.Haha,jak my się tu pomieścimy wszyscy? -zapytał Robert.
-Znajdźcie na to rozwiązanie.I wypad z kuchni ja przygotowuję jedzenie razem z Nurim.Muszę z Tobą pogadać.
Wszyscy poszli do salonu i rozsiedli się wygodnie na łóżkach i podłodze.A ja w tym czasie robiłam jedzenie.Popcorn i tak dalej.Przy okazji rozmawiałam z Sahinem o tej dziewczynie.W końcu miałam mu pomóc.
-Ok,to ja już wszystko wiem,a teraz powiedz mi jeszcze jakie kwiaty ona lubi?
-Em..no chyba fiołki.
-Chyba? Nuri,nie dobrze.Ale postaram się pomóc,a teraz zanieś te jedzenie do salonu,bo umrą z głodu-podałam mu tacę z jedzeniem.
Po dwudziestu minutach spokojnie mogłam się rozsiąść razem z nimi i pośmiać się z głupich rzeczy.Brakowało mi tego i będzie brakować,bo za dwa tygodnie koniec Dortmundu,koniec meczy,koniec widywania się z Robertem.Koniec wszystkiego.Nie wyobrażam sobie życia bez nich wszystkich.Myślałam,że piłkarze są zadufani w sobie tak jak to wyszło na początku naszej znajomości,gdy próbowali nam się wpakować do naszego pokoju,ale okazali się świetnymi przyjaciółmi.
-A ja nie zapomnę jak Nina wpatrywała się w twoje zdjęcia,codziennie -zaśmiała się Kat.
-Spadaj! Podziwiałam go tylko! -rzuciłam w nią poduszką.
-Na serio tak było,jak mówi Kat? -objął mnie ramieniem.
-Może tak może nie.Co za dużo to nie zdrowo wiedzieć,haha.
-Pyskata! -zawołał Mario.
-Ty się nie odzywaj,endorfinie szczęścia.
Wszyscy się śmialiśmy,przypominaliśmy sobie śmieszne momenty choćby z naszego dzieciństwa.Wszystko na wesoło.
-Słuchajcie mam 10 biletów na nasze RevierDerby z Schalke! Kto chce?-zawołał Marco.
-My!!! -zawołałyśmy zgodnie.
-Zapraszamy serdecznie dziewczęta, punkt 15:30 na stadionie ale najlepiej być wcześniej u nas w szatni i uspokoić Roberta,który zawsze panikuje -zaśmiał się.
-Co ty mówisz? -zapytał speszony Robert.
-Oj Robciu ,jakich ja się rzeczy dowiaduję,haha.
-Wymyśla jak zwykle...
________
Jest 11 beznadziejny i nudny rozdział.Przepraszam za taką przerwę.Postaram się może coś jutro dodać? Mecz Borussia Dortmund-Schalke 15:30 czekam z emocjami wielkimi!! *___* Czytasz=komentujesz! :D
Translate
piątek, 25 października 2013
niedziela, 6 października 2013
ROZDZIAŁ 10
Robert
-Co z nią? -przybiegła zapłakana Kat.
-Nie mam pojęcia -odpowiedziałem zgodnie z prawdą.-Lekarza jeszcze nie było.To wszystko moja wina. Jestem taki głupi -schowałem twarz w dłoniach.
-Robert!! Przede wszystkim o czym teraz pownieneś myśleć to jest zdrowie Niny.Tak,to prawda,twoja wina,że chciałeś popełnić samobójstwo,czy jak to nazwiesz,ale uratowanie Ciebie to był jej wybór.Nie zapominaj -powiedziała prawdę i usiadła na krześle przed salą,w której leżała Nina.
Popatrzyłem w stronę mojej księżniczki,która jeszcze się nie obudziła.Wraz z każdą minutą dojeżdżali nasi przyjaciele.Przyjechała i Anka.Musiałem to zrobić.Przybiegła do mnie i przytuliła.Automatycznie się odsunąłem od niej.Spojrzała na mnie pytająco.Czy ona po pytaniu Marco nadal nie rozumiała?
-Anka,to koniec! Ja kocham Ninę.Przepraszam... -mimo tego co zrobiłem byłem z siebie dumny.
Wymierzyła mi niespodziewanie siarczystego policzka i pobiegła w stronę wyjścia zapłakana.Należało mi się.Westchnąłem i z niecierpliwością czekałem na lekarza.Siedzę to już całe dwie godziny.
-A jak ona z tego nie wyjdzie? -zapytała Klara.
-Ej,to twoja przyjaciółka -powiedział Mario.
Specjalnie dla ciebie stanie na nogi -pocieszał ją Kevin.
-Mam dość czekania na lekarza! Jakim prawem ja nie wiem co z nią jest! -wykrzyczałem.
Musiałem i tak wysłuchiwać jak wszyscy płakali i wymyślali przeróżne czarne scenariusze.A co ja miałem powiedzieć? Jeżeli to coś poważnego,to tylko moja wina.W naszą stronę biegł lekarz a za nim trzy pielęgniarki i jakiś drugi doktor. -Panie doktorze... -zagadnąłem.
-Nie teraz! -warknął.
-Panie doktorze to jest poważniejsze... niż myślałam...! -krzyczała pielęgniarka.
Co poważniejsze w mordę jeża? Biłem się z myślami.Mówiła tak niewyrażnie,że nie dosłyszałem najważniejszych wyrazów.Następne dwie godziny.Brak wiadomości... Wszyscy chodziliśmy nerwowo przy sali i marnowali wodę.
-Panie doktorze co z nią? -zapytałem ze strachem.
-Mieliśmy małe komplikacje.Znaleźliśmy krwiaka w jej mózgu,który powoli zaczął się rozlewać.Teraz stan pacajentki jest stabilny,lecz o wszystkim zadecyduje dzisiejsza noc.Jeśli pan -popatrzył na nas wszystkich zgromadzonych.-Jeśli państwo chcecie możecie do niej wejść.
Otworzyłem drzwi do sali i zaprosiłem resztę ruchem ręki.Nina jeszcze spała.Ustaliśmy nad jej łóźkiem torując drzwi.
Nina
Przytworzyłam oczy i ku nim ukazali się wszyscy przyjaciele wraz z Robertem -oprócz Anki.Próbowałam wstać,ale nie miałam sił.Podbiegł do mnie Robert i zaczął mi pomagać.Obdarowałam go uśmiechem.Cieszyłam się,że jest cały i zdrowy.W pierwszej kolejności rzuciły mi się na szyję moje przyjaciółki,a później wszyscy razem mnie przygnietli,aż zabrakło mi tchu.Najważniejsze,że są przy mnie,cokolwiek by się nie działo.
-Cieszę się,że was widzę -wychrypiałam.
-Nina...
-Kochamy Cię...
-Jak miło,że jesteś...
-Tutaj z nami wszystkimi..
-Nigdy nam tego nie rób...
-Martwiliśmy się...
Nawijali jeden przez drugiego,że nie wiedziałam kogo miałam słuchać.Spojrzałam na Roberta.Czuł się winny.Widziałam to w jego oczach, po zakłopotaniu na twarzy.Przecież to była moja decyzja.Nie może obwiniać siebie za nic.Co było to się nie odstanie.Fakt,mam złamaną rękę,poturbowane żebra,ale to nie zmienia faktu,że jestem szczęśliwa.
-Kocham was wszystkich i dziękuję za przyjście! Ale czy mogłabym zamienić kilka słów na osobności z Robertem?
Widziałam zaskoczenie na jego twarzy.
-Nie martw się to nic poważnego -szepnęłam i poklepałam mu miejsce obok mnie. Wszyscy wyszli,ale widziałam ich ciekawskie twarze za szybą.Pokręciłam głową i się zaśmiałam. Ujęłam go za rękę i popatrzyłam mu w oczy.
-Robert...Ja..To co zrobiłam to nie twoja wina.Sama chciałam i Cię uratowałam...
-Mam cię teraz na sumieniu.Nina,przepraszam.Nie chciałem.Nie wiem co powiedzieć,nie wiem jak ci pomóc.
-Ciii..Nic nie mów,jest okey.Jest dobrze.
Przywarłam do niego mocno.Przy nim czułam się taka bezpieczna.Chciałabym,aby ta chwila nigdy się nie skończyła.
-Muszę ci coś wyznać.Kocham Cię,Robert -odsunęłam się od niego i popatrzyłam na niego z nadzieją w oczach ale on nic nie powiedział,tylko mnie pocałował.
Uśmiechnął się do mnie i odrzucił kołdrę na bok,przysunął się do mnie i wziął mnie na ręcę.Obkręcał się ze mną wkoło.
-Puść wariacie puść! Moje kości! -krzyczałam ze śmiechem. -Przepraszam,zapomniałem,że jesteś połamana -stanął w miejscu i lekko 'odłożył mnie na miejsce'.
-Spokojnie nic mi nie jest.Dzięki tobie zapomniałam o bólu.
-To jak możemy wpuścić twoich przyjaciół? -puścił do mnie oczko. -Oczywiście,chyba,że coś masz mi jeszcze fajnego do powiedzenia,haha.
-Tylko to,że teraz jesteś moja.
Już chciał otwierać drzwi,gdy...
-A co z Tobą i Anią? -zapytałm smutna.
-To..to co było między nami nie ma żadnego znaczenia, to koniec.Zerwałem z nią dla Ciebie -powiedział to odwrócony do mnie plecami.
Czułam,że coś przede mną ukrywa,ale chciałam dać mu jeszcze jedną szansę. -No,no świeżo upieczona dziewczyno! -zawołała Kat.
-A gdzie pierścionek?
-Wal się -odpowiedziałam jej.
-Przepraszam was wszystkich,ale pacjentka musi odpoczywać.Koniec wizyty. Wszyscy westchnęli ale posłusznie wyszli.
-Jeszcze jutro do ciebie przyjdę i postaram się jak najszybciej cię stąd zabrać -nachylił się do mnie i pocałował w policzek.
-Trzymam cię za słowo -pomachałam im wszystkim na pożegnanie.
I zachłysnęłam się śliną.Tam był...był on...Wstałam mimo wszytskiego szybko otworzyłam drzwi i krzyknęłam:
-Robert!!!
Ale on już leżał na podłodze,a nad nim stał...On,to był on! Zemdlałam...
---------------
Przepraszam za nieobecność ale nie miałam weny,zapomniałm o nim,no i co najważniejsze nauka :) Mam nadzieję,że jeszcze kilka osób będzie go czytać mimo tej przerwy! Czekam na KOMENTARZE! :D
-Co z nią? -przybiegła zapłakana Kat.
-Nie mam pojęcia -odpowiedziałem zgodnie z prawdą.-Lekarza jeszcze nie było.To wszystko moja wina. Jestem taki głupi -schowałem twarz w dłoniach.
-Robert!! Przede wszystkim o czym teraz pownieneś myśleć to jest zdrowie Niny.Tak,to prawda,twoja wina,że chciałeś popełnić samobójstwo,czy jak to nazwiesz,ale uratowanie Ciebie to był jej wybór.Nie zapominaj -powiedziała prawdę i usiadła na krześle przed salą,w której leżała Nina.
Popatrzyłem w stronę mojej księżniczki,która jeszcze się nie obudziła.Wraz z każdą minutą dojeżdżali nasi przyjaciele.Przyjechała i Anka.Musiałem to zrobić.Przybiegła do mnie i przytuliła.Automatycznie się odsunąłem od niej.Spojrzała na mnie pytająco.Czy ona po pytaniu Marco nadal nie rozumiała?
-Anka,to koniec! Ja kocham Ninę.Przepraszam... -mimo tego co zrobiłem byłem z siebie dumny.
Wymierzyła mi niespodziewanie siarczystego policzka i pobiegła w stronę wyjścia zapłakana.Należało mi się.Westchnąłem i z niecierpliwością czekałem na lekarza.Siedzę to już całe dwie godziny.
-A jak ona z tego nie wyjdzie? -zapytała Klara.
-Ej,to twoja przyjaciółka -powiedział Mario.
Specjalnie dla ciebie stanie na nogi -pocieszał ją Kevin.
-Mam dość czekania na lekarza! Jakim prawem ja nie wiem co z nią jest! -wykrzyczałem.
Musiałem i tak wysłuchiwać jak wszyscy płakali i wymyślali przeróżne czarne scenariusze.A co ja miałem powiedzieć? Jeżeli to coś poważnego,to tylko moja wina.W naszą stronę biegł lekarz a za nim trzy pielęgniarki i jakiś drugi doktor. -Panie doktorze... -zagadnąłem.
-Nie teraz! -warknął.
-Panie doktorze to jest poważniejsze... niż myślałam...! -krzyczała pielęgniarka.
Co poważniejsze w mordę jeża? Biłem się z myślami.Mówiła tak niewyrażnie,że nie dosłyszałem najważniejszych wyrazów.Następne dwie godziny.Brak wiadomości... Wszyscy chodziliśmy nerwowo przy sali i marnowali wodę.
-Panie doktorze co z nią? -zapytałem ze strachem.
-Mieliśmy małe komplikacje.Znaleźliśmy krwiaka w jej mózgu,który powoli zaczął się rozlewać.Teraz stan pacajentki jest stabilny,lecz o wszystkim zadecyduje dzisiejsza noc.Jeśli pan -popatrzył na nas wszystkich zgromadzonych.-Jeśli państwo chcecie możecie do niej wejść.
Otworzyłem drzwi do sali i zaprosiłem resztę ruchem ręki.Nina jeszcze spała.Ustaliśmy nad jej łóźkiem torując drzwi.
Nina
Przytworzyłam oczy i ku nim ukazali się wszyscy przyjaciele wraz z Robertem -oprócz Anki.Próbowałam wstać,ale nie miałam sił.Podbiegł do mnie Robert i zaczął mi pomagać.Obdarowałam go uśmiechem.Cieszyłam się,że jest cały i zdrowy.W pierwszej kolejności rzuciły mi się na szyję moje przyjaciółki,a później wszyscy razem mnie przygnietli,aż zabrakło mi tchu.Najważniejsze,że są przy mnie,cokolwiek by się nie działo.
-Cieszę się,że was widzę -wychrypiałam.
-Nina...
-Kochamy Cię...
-Jak miło,że jesteś...
-Tutaj z nami wszystkimi..
-Nigdy nam tego nie rób...
-Martwiliśmy się...
Nawijali jeden przez drugiego,że nie wiedziałam kogo miałam słuchać.Spojrzałam na Roberta.Czuł się winny.Widziałam to w jego oczach, po zakłopotaniu na twarzy.Przecież to była moja decyzja.Nie może obwiniać siebie za nic.Co było to się nie odstanie.Fakt,mam złamaną rękę,poturbowane żebra,ale to nie zmienia faktu,że jestem szczęśliwa.
-Kocham was wszystkich i dziękuję za przyjście! Ale czy mogłabym zamienić kilka słów na osobności z Robertem?
Widziałam zaskoczenie na jego twarzy.
-Nie martw się to nic poważnego -szepnęłam i poklepałam mu miejsce obok mnie. Wszyscy wyszli,ale widziałam ich ciekawskie twarze za szybą.Pokręciłam głową i się zaśmiałam. Ujęłam go za rękę i popatrzyłam mu w oczy.
-Robert...Ja..To co zrobiłam to nie twoja wina.Sama chciałam i Cię uratowałam...
-Mam cię teraz na sumieniu.Nina,przepraszam.Nie chciałem.Nie wiem co powiedzieć,nie wiem jak ci pomóc.
-Ciii..Nic nie mów,jest okey.Jest dobrze.
Przywarłam do niego mocno.Przy nim czułam się taka bezpieczna.Chciałabym,aby ta chwila nigdy się nie skończyła.
-Muszę ci coś wyznać.Kocham Cię,Robert -odsunęłam się od niego i popatrzyłam na niego z nadzieją w oczach ale on nic nie powiedział,tylko mnie pocałował.
Uśmiechnął się do mnie i odrzucił kołdrę na bok,przysunął się do mnie i wziął mnie na ręcę.Obkręcał się ze mną wkoło.
-Puść wariacie puść! Moje kości! -krzyczałam ze śmiechem. -Przepraszam,zapomniałem,że jesteś połamana -stanął w miejscu i lekko 'odłożył mnie na miejsce'.
-Spokojnie nic mi nie jest.Dzięki tobie zapomniałam o bólu.
-To jak możemy wpuścić twoich przyjaciół? -puścił do mnie oczko. -Oczywiście,chyba,że coś masz mi jeszcze fajnego do powiedzenia,haha.
-Tylko to,że teraz jesteś moja.
Już chciał otwierać drzwi,gdy...
-A co z Tobą i Anią? -zapytałm smutna.
-To..to co było między nami nie ma żadnego znaczenia, to koniec.Zerwałem z nią dla Ciebie -powiedział to odwrócony do mnie plecami.
Czułam,że coś przede mną ukrywa,ale chciałam dać mu jeszcze jedną szansę. -No,no świeżo upieczona dziewczyno! -zawołała Kat.
-A gdzie pierścionek?
-Wal się -odpowiedziałam jej.
-Przepraszam was wszystkich,ale pacjentka musi odpoczywać.Koniec wizyty. Wszyscy westchnęli ale posłusznie wyszli.
-Jeszcze jutro do ciebie przyjdę i postaram się jak najszybciej cię stąd zabrać -nachylił się do mnie i pocałował w policzek.
-Trzymam cię za słowo -pomachałam im wszystkim na pożegnanie.
I zachłysnęłam się śliną.Tam był...był on...Wstałam mimo wszytskiego szybko otworzyłam drzwi i krzyknęłam:
-Robert!!!
Ale on już leżał na podłodze,a nad nim stał...On,to był on! Zemdlałam...
---------------
Przepraszam za nieobecność ale nie miałam weny,zapomniałm o nim,no i co najważniejsze nauka :) Mam nadzieję,że jeszcze kilka osób będzie go czytać mimo tej przerwy! Czekam na KOMENTARZE! :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)